- Megu~~
Odprowadzisz mnie? – usłyszałam głos Alice obok swojego ucha.
- Czemu ja?
- Reszta śpi…
Proszę unnie~.
- Ja też
śpię… Weź któregoś z tych leni wygoń z domu, nie, nie mam na myśli tylko
chłopaków.
- Hihihi –
zaśmiała się cichutko – no proszę…
- To musisz
trochę poczekać, muszę wziąć prysznic potem wysuszyć włosy, ubrać jakieś
ubrania i się umalować, więc chwile poczekasz. Nadal chcesz?
- Tak!
- Eh… No
dobra
Jeszcze
zaspana wstałam, zabrałam jakieś ubrania z szafy i poszłam do łazienki wykonać
wcześniej wspomniane przeze mnie czynności. Wyszłam z pomieszczenia to nie dało
się tak po prostu przejść koło lodówki, ona taka smutna i samotna. Jak się
okazało było w niej coś, co było dziwne, a może jednak nie? Pewnie dlatego, że
tamte głodomory jeszcze śpią, ehhh... Z kim ja żyję.
Wzięłam
jeszcze torbę i musiałam łazić po pokoju w poszukiwaniu telefonu i portfelu, to
pewnie jakieś skrzaty czy jakieś podobne w nocy zakradły mi się do pokoju i
pochowały moje cenne przedmioty… Innym rozwiązaniem jest to, ze to wina Samanty
lub kogoś innego. Po paru minutach
łażenia znalazłam to co chciałam i wyszłam razem z Minjae w stronę jej hotelu.
- To gdzie
ten hotel? – zapytałam.
- Już
niedaleko, idziemy skrótem? Tylko przez zarośla i koło opuszczonej fabryki
trzeba przejść…
- Wiesz,
może lepiej chodźmy normalną drogą.
- Ale
normalną, to jeszcze z godzina drogi, a tak to pół…
- Niech ci
będzie…
Skręciłyśmy
w drugą stronę by iść „skrótem”. Tak jak myślałam, to był zły pomysł, od
początku czułam na sobie czyjeś spojrzenia i potem ktoś za nami szedł. Chwila,
moment i obie zostałyśmy ogłuszone, ledwie zobaczyłam jak obok mnie upada na
ziemię Alice, potem czułam tylko jak ktoś mnie gdzieś ciągnie…
~~***~~
Obudziłam
się z mocnym bólem głowy, otworzyłam oczy, zobaczyłam, że jestem przywiązana do
krzesła, nogi i ręce miałam związane tak jak usta. Obok mnie siedziała jeszcze
nieprzytomna Min Jae. Do pomieszczenia weszła ONA. Sayuri.
- Och,
widzę, że wreszcie się obudziłaś już myślałam, że zginęłaś i nici z mojego
planu… - podeszła do mnie i rozwiązała mi chustę, która przeszkadzała mi na
twarzy i przez nią nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa.
- Po co mnie
porwałaś?! – od razu zaczęłam krzyczeć i
się wiercić.
- Oj, nie
tak szybko maleńka. Po pierwsze muszę załatwić sprawę z twoją rodziną, i do
tego przez ciebie i twojego braciszka ścigają mnie psy, nie mam wyboru i muszę
się ukrywać.
- Daj się im
złapać.
- Phy,
myślisz, że to takie łatwe? Niestety nie, ale cóż… A co do powodu, dlaczego ty
i twoja przyjaciółka tu jesteście to chce jakoś odebrać swoje pieniądze, które
wisieli mi twoi rodzice. Ta twoja koleżaneczka jest nie potrzebna, no ale
przynajmniej, jak za dwie będzie więcej pieniędzy, hahaha.
- Dlaczego
ich zabiłaś?! –po moich policzkach poleciało parę drobnych łez.
- To miało
wszystko załatwić, nikt mi nie powiedział, że mają tak uciążliwe bachory, haha,
wy myślicie, że mnie złapią za takie coś? Już swoje odsiedziałam, nie mam
zamiaru tam wracać, zawsze mogę zrobić na przykład coś na twoja nie korzyść.
- Nie
odważyłabyś się!!!
- Za kogo ty
mnie masz? Mimo iż mam te swoje lata to wciąż lubię się czymś bawić, w moim wypadku
ludźmi, ludzkim życiem. Wiesz, że mogłam w szpitalu zabić twojego ojca? Wolałam
patrzeć jak cierpi. Tak, cierpienie i nienawiść, oto mi chodziło, jednak on nie
był zdolny by zrobić sobie i komuś krzywdę, dlatego musiałam działać, ciągnęło
się to już za długo.
- Powinnaś
wrócić do więzienia, jak możesz bawić się ludzkim życiem?! – złapała mnie jedną
ręką za policzki wbijając w nie swoje paznokcie przez co syknęłam z bólu i
podniosła moja głowę do góry bym spojrzała się w jej oczy.
- Może sama
byś chciała tam iść? Chcesz? Możesz iść, mogę cię tam wsadzić, zgnijesz tam! To
nie jest miejsce dla takiej panienki jak ty, zmienią cię tam… - z mojej torby
wydobywał się cichy dźwięk mojego dzwonka. – Oh, czyżbym nie musiała sama do
nich dzwonić? – wyjęła mój telefon, dzwonił Ren. – Ah, martwią się bidulki o
ciebie, hahah. – odebrała.
- Halo, Megu
gdzie jesteś?! – usłyszałam krzyki nie tylko Minki’ego, ale i całej reszty.
- Spokojnie,
są w dobrych rękach… Do czasu, haha.
- Kim
jesteś?! – wykrzyczał Minhyun.
- Oj nie tak
od razu… Mam nadzieję, ze jesteście zgrani i dacie rade… Na jutro 3029737990 won ( ok. 10 milionów zł),
arasso? (dobrze?)
- Nie
wierzcie jej! Nie przynoście tych pieniędzy!!! – krzyczałam jak najgłośniej, by
mnie usłyszeli.
- Megu?!
- Kasa -
wcięła się. - Jutro, stara fabryka, jak
nie to pożegnacie się z dziewczynkami.
Rozłączyła
się. Nastała cisza. Tylko moje ciche łkanie w Sali którą zdążyła już opuścić.
Miarowy oddech Alice także było słychać, biedaczka, nadal była nieprzytomna,
przynajmniej nie słyszała tej całej rozmowy.
*Z perspektywy Minhyun’a*
- Boże… Jak my tyle zgromadzimy, nie zarabiamy aż tyle. –
zacząłem płakać, nie mogłem jej strać, nie przeżyłbym, nie chce. Proszę
powiedzcie, że to tylko jakiś głupi sen, proszę…
- Musimy coś zrobić… Musimy je wyciągnąć… - Ren zacisnął
swoje dłonie w pięści i także płakał, wszyscy ronili łzy.
- Spróbujmy się jakoś złożyć, może chociaż coś będziemy
mieli. – powiedziała Yoona.
- To nic nie da, nie uzbieramy tylu do jutra… Skąd mamy
wytrzasnąć aż tyle…
- Wytwórnia i tak ma za mało pieniędzy… - odezwała się Taeyeon
– Nie wiem czy to coś da, ale spróbuję dogadać się z kuzynem, on jest dosyć
bogaty, może coś będzie, razem uzbieramy… Rodziny poprośmy, razem coś
uzbierajmy, a jak zabraknie to musimy wziąć pożyczkę z banku…
-Ona tego oczekuje – zaczął Daniel – musimy zrobi, coś na
przekór… Po pierwsze w takich sytuacjach, jak nas uczyli, musimy kogoś
zawiadomić, sami w tym nie mamy siedzieć, policja, detektywi ktokolwiek…
Zapewne dadzą nam torbę z fałszywymi pieniędzmi, a ją złapią… Aya, Samantha,
Yongrin, wiecie o robić.
- Tak jest sir! – powiedziały równo i wyszły z domu.
- G-gdzie one poszły? – udało mi się wydusić coś z siebie.
- Zawiadomić kogo trzeba, Minhyun, wszystko będzie dobrze…
Rozumiem, że nie chcesz jej stracić, ja jak byłem młodszy przez swoją
bezsilność straciłem całą, dosłownie całą rodzinę, dlatego postanowiłem zostać
ochroniarzem, by innym to się nie zdarzyło. Wiem, dlaczego chcecie się zamknąć
w sobie, też to przeżywałem, jednak czas leczy rany podobno, mimo, że te
konkretne ciężko się goją, to da radę żyć pełnią życia.
- J-jak się po tym pozbierałeś, miałeś rodzeństwo?
- Tak, miałem starszą siostrę i młodsze bliźniaki… Na
początku jak zamieszkałem w domu dziecka unikałem wszystkich szerokim łukiem,
ale w moim życiu pojawiła się osoba, która stała się dla mnie ważna, ona mi
pomogła odbić się od dna. Zacząłem na nowo widzieć świat w kolorach, poznawałem
wszystko od nowa. Ona została moją matką zastępczą, nadal się o mnie troszczy.
Więc Minhyun, nie martw się, macie siebie i nas, nie zostawimy was.
- Dziękuję… Soohyun, Yui, Yoona, Taeyeon, Daniel, Aron, JR,
Baekho, Ren... Dziękuję, za to, że jesteście.
Wszyscy zdenerwowani siedzieliśmy w salonie i czekaliśmy na
dziewczyny, które dość długo nie wracały. Po jakiejś godzinie wróciły z dwójką
detektywów i policjantem. Wszystko zostało wyjaśnione i rozgrywało się tak jak
powiedział Lahey. Następnego dnia byliśmy pod tą starą fabryką. Wszyscy.
*Normalna narracja*
- Minjae… Jak myślisz, przyjdą? – zapytałam się już przytomną
i zapłakaną dziewczynę.
- Mam nadzieję, przepraszam, to moja wina. Trzeba było wybić
mi ten pomysł z głowy, następnym razem się mnie nie słuchaj.
- Nie obwiniaj siebie, to po części też moja wina.
Nagle usłyszałyśmy dźwięk tłuczonej
szyby, czyżby, pomoc?
Głośne krzyki, strzały z pistoletu i huk. Wielkie drzwi się otworzyły,
a w nich Ren, Minhyun, Aron i Aya. Na ich widok po raz kolejny się rozpłakałam,
myślałam, że ich już nie zobaczę, że to będzie mój koniec. Szybko podbiegli do
nas i nas odwiązali, Minki i mój brat się do mnie od razu przytulili, myślałam,
ze mnie uduszą, jednak nie protestowałam, chciałam tego, tej bliskości. Alice
natomiast wtuliła się w Youngmin’a.
- Myślałam, że was już nie zobaczę… - wyszeptałam.
- Też tak myśleliśmy… Baliśmy się o was, ale już jesteśmy z
wami, Megu nie płacz. – uspokajał mnie Ren.
- C-co z nią zrobiliście? – zapytałam cicho, gdy udało mi się
wyrwać z ich uścisku.
- Złapaliśmy ją. – do Sali jakby na zawołanie, nagle wszedł
Daniel. – Zostanie przetransportowana do Korei, by tam z nią mogli się
rozprawić. Jednak nadal miejcie się na baczności, podejrzewamy, że nie tylko
ona była… Znaczy się, jest w to zamieszana.
- J-jak to?
- Sami jeszcze za dużo nie wiemy. Cieszę się, że jesteście
całe – posłał w naszą stronę serdeczny uśmiech
Minhyun i Minki nie odstępowali mnie nawet na krok podczas
powrotu do domu. Youngmin objął nadal trzęsącą się Alice i poszedł z nią do hotelu
by zabrać jej rzeczy. Od teraz będzie mieszkać z nami. W mieszkaniu otuliłam się
szczelnie kocem i usiadłam na kanapie w salonie. Każdy chyba co najmniej ze sto
razy się mnie pytał czy wszystko w porządku. Obchodzili się ze mną jak z
jajkiem. Mój brat siedział obok mnie, on najwięcej zadawał takich pytań.
- Tak, Minhyun wszystko w porządku. – zaczęło mnie to już denerwować.
- Przepraszam, martwię się o ciebie.
- Rozumiem to, ale pytanie się mnie co minutę trochę
denerwuję, do tego siedzę obok ciebie i widzisz co się ze mną dzieje.
- Um… Mianhe (Przepraszam)… Dlaczego tak lekkomyślnie same
opuściłyście dom? Trzeba było wziąć ze sobą Ayę lub Lyn albo Samanthę, no
chociażby nawet Daniela.
- Wszyscy spali…
- Można było ich obudzić, następnym razem nie wychodź nigdzie
sama.
- Arasso. (Dobrze)
Do wieczora było w miarę spokojnie, dalej się o coś co chwilę
pytali, ale jakos szybko to minęło. Po godzinie dziewiętnastej usłyszeliśmy
dzwonek do drzwi i nagle salon po raz kolejny był załadowany debilami, ja się
do tej grupy nie wliczam, jestem tam chyba jedyną normalną osobą.
- Ni hao (hej). – powiedział starszy, różowo włosy chłopak. –
Nazywam się Fu Long Fei, ale mówcie mi Jason.
- Hej, jestem liderem NU’EST, Kim Jonghyun, lub jak wolisz
JR.
Później każdy zaczął się przedstawiać, biedny chińczyk, tyle
imion do zapamiętania ma. Sama się dziwię jak tyle ludzi się tu mieści. Taki
tłum, gości lepiej nie zapraszać, bo serio się my tu nie pomieścimy. Jason miał
dzielić pokój z Minhyun’em i Daniel’em. A Alice została przydzielona do pokoju
ze mną i Samantą.
_______________
I'm back! Żyję!
Przepraszam, że od urodzin nic nie dodawałam, ale tu raz weny nie miałam, tu raz kartki na których w szkole pisałam ten rozdział się gubiły. Do tego teraz końcówka roku, czyli poprawianie ocen, masa testów, egzaminy - po kiego w pierwszej klasie robią egzaminy? ;;;.
Jakoś ten rozdział taki dziwny :/ Za szybko się tu akcja dzieje i wgl ;; Mianhe, za tą nieobecność,
Jak pewnie zauważyliście powstała ankieta na tym blogu, z kim bd następne opowiadanie, gdyż to niestety zmierza ku końcowi. Zapraszam do głosowania, ;)
No i dziękuję za 8 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście kochani, Kamsamanida ♥♥
sie doczekalam w koncu <3 genialne, a juz sie balam ze tam bedzie i Ren nie wbije ;;; kce więcej ;; szybko ;; nie tak dlugo jak teraz ;; czekam <3
OdpowiedzUsuńTwoja kochana Unnie Johymo ;3 <3
Przyjemny rozdział c:
OdpowiedzUsuńW końcu akcja!!! Ni ma krwi, ale jest porwanie!! Yeah~ XD
Nie no, spoko, rozumiemy, wena to zając, często ucieka XD no i w tym samym czasie pisałaś ficzek dla mnie~ kamsahabnida ❤
Hwaiting!!
świetne <3
OdpowiedzUsuńCzy będzie następny?
OdpowiedzUsuńTak, będzie następny, tylko chwilowo wena ma urlop i czasu mam mało ;-;
UsuńNajpierw pojawi się One shot +18, a później następny rozdział ;)